Świąteczna pożółkła Hotelowa podróż z lat80.

To musi być to!- Tak myślałem dawno poznając białokwieciste zapachy utrzymane w charakterystycznym nurcie.
Bo w końcu ten trend nie wziął się znikąd, musiał mieć swój początek.
Od lat 80 istnieje ten charakterystyczny trend uwielbiania baz Schiffa które powstawały z antranilanu metylu i aldehydów. Najpopularniejszy to żółcisty aurantiol- opisywany w tych czasach jako słoneczny kwiat pomarańczy, pachniał podobnie jak sam antranilan metylu, czyli lekko śmierdząco podobnie do skatolu i indolu jednocześnie tylko znacznie trwalej.
No i owszem nie pomyliłem się tylko czemu musiało być tak śmierdząco?
Giorgio Beverly Hills to jeden z najbardziej obrzydliwych i nieprzyjemnych perfum jakie mi dane było poznać. Cała melodia i opowieść jaką Giorgio snuję na mojej skórze to jakieś lękotwórcze przygnębiające smęty wzięte z najciemniejszych zakamarków lat 80.
Lata te często określane są w pop-kulturze jako kolorowe i szalone, ale nie uwzględnia się tego że kolory w towarzystwie trupio upiornej świetlówki hotelowego korytarza blakną a szaleństwo podszyte jest złowrogim niepokojem.
                                                         
                                                                      ***
     Cofnijmy się do czasu w którym przypadkowa para postanowiła spędzić tutejsze święta we dwoje w jakimś hotelu. A że co roku święta spędzone w Polsce są bezśnieżne i pogoda nie sprzyja postanowili spędzić je gdzieś na amerykańskim wybrzeżu, ale tylko tam gdzie pogoda jest względnie letnia a drzewa zielone.
-To jest ten Hotel- krzyczy do męża wytapirowana dama. Na obrazku wszystko zdawało się piękne, pobliska plaża parasole, czyste i wysprzątane wnętrza hotelu... no i dużo atrakcji bilard, hotelowa restauracja, a to wszystko vintage i autentyczne z lat 80.
Wytapirowana dama jest fanką tych lat, inaczej nie byłaby wytapirowaną damą. Rubasznie się śmieje nosi kabaretki a na głowie nosi przesuszony ogromny tapir do którego lepiej się nie zbliżać bo połaskoczę swoją zniszczoną porowatą strukturą.

                                                                     ***
 Od zawszę nie lubiłem typowo prlowskich samów i dworców, obskurnych wymalowanych czarną farbą olejną klatek schodowych blokowisk- spadku po latach 80 w Polsce. Działały na mnie bardzo przygnębiająco i gdy je mijałem czułem ogromny niepokój.
   Para będąca fanami lat 80 zapamiętała je jako kolorowe i szalone. Bo jak wiadomo wszystko co dawne wydaję się piękne, czasem jest to prawda ale w tym przypadku nie.
Czas idzie do przodu i większość rzeczy i zwyczajów z lat 80 wydaję się teraz obrzydliwe, niehigieniczne i najzwyczajniej w świecie zapyziałe.
                                                         
                                                                     ***
   Na początku nawet robienie dobrej miny do złej gry nic nie da.
Po wejściu hotel wydaje się całkiem schludny, pomimo ze widać że sprzęty są stare i wysłużone.
- Czuć klimat vintage.- mówi początkowo zachwycona wytapirowana dama. Ale tak naprawdę im wchodzi głębiej tym zastanawia się czy może wytrzymać. Mija podświetlony żółtawym światłem plakat zespołu Kiss, wszystko skąpane w przygnębiającej stęchliźnie i wszechobecnej nieświeżości. Na korytarzach stoją popielniczki, w tym hotelu można palić w środku przez co panujący zapach jest nie do zniesienia. Wytapirowana dama myśli że może w pokojach jest inaczej. Niestety, już wchodząc do sypialni z uchylonymi oknami na które narzucona jest lekko powiewająca na wietrze pożółkła firanka stoi popielniczka, co prawda niedopałki zostały wyrzucone przez pokojówkę ale smród się unosi. I nie pomagają nawet eleganckie zasłony oddzielające sypialnie od łazienki, piękny widok ani świąteczne ozdoby. Dama podchodzi do lusterka wyciąga lakier do włosów i obficie psika nim swojego tapira, w powietrzu rozchodzi się ogromna chmura stereotypowego lakieru do włosów- można wyczuć bergamotkę, liście pomarańczy i szklisty dźwięczący aldehyd c-11 a to wszystko w zatęchłym i ponurym anturażu. Chmura lakieru opada powoli na starą pożółkłą lekko zawilgoconą wykładzinę. To liście pomarańczy z szyprową bazą i cywetą tworzą ten papierosowy nieprzyjemny akord kompozycji. Bo tak naprawdę Giorgio to szypr który cywetą stoi. Brat YSL Kouros ale jak dla mnie Kouros jest grzeczniejszy.
W hotelowym pokoju zapada noc, dama zapala ponure żółte świetlówki i oczom ukazują się tuberozy wstawione w wazonie przy wejściu do łazienki, które szczególnie o zmierzchu nabierają ciężkiego zawiesistego aromatu spowitego w szczególne ramy aurantiolu, przedawkowanego i niestety nabierajacego nieprzyjemnego aspektu podkładów kolejowych. Tuberozom towarzyszy brudny urynalny ylang-ylang z równie brudnym jaśmine wielkowiatowym, miodową różą tworząc monolityczny miodowy, przerysowany, brudny akord kwiatowy mocno kojarzący się z aromatem moczu okraszonego czymś co jednoznacznie razem z lakierową górą przenosi mnie również do salonu fryzjerskiego z czasów prl. Aldehydy konwaliowe podbite i zniekształcone jak wszystko nieprzyjazną cywetą prowadzi do kolejnego pomieszczenia. Odsłaniając ciężkie kremowe zasłony w brązowe wzory ukazuje się łazienka, zimna nieprzyjazna, z białymi kafelkami. Wytapirowana dama zmęczona po drodze odświeżając się pod prysznicem zauważa że kolejny raz dała złapać się w konia. Zamaskowane kwiatowym odświeżaczem wnętrze łazienki kryje masę czarnej pleśni osadzającej się między prysznicowymi kafelkami, oprócz pleśni można zauważyć inne nieczystości o brązowej barwie. Kwiatowe mydło w płynie którym myję się ścieka po kafelkach mieszając się z nieczystościami tworząc bardzo obrzydliwy oślizły widok i ... zapach. No tak Dama dała złapać się w macki prawdziwego vintage'owego hotelu w którym nawet prysznic jest tak vintage że nie można się w nim umyć bez obrzydzenia.
Bo to prawie jak melina jest. Ogarniająca nieświeżość i odwzorowanie przesiąkniętego dymem papierosowym, niewietrzonego i zawilgoconego hotelowego pomieszczenia w Giorgio jest niezwykle sugestywne.
Para postanawia skorzystać z atrakcji jakie daje obskurny hotel i udaję się do klubu na taniec we dwoje. A w klubie skąpanym w mroku, wyłożonym mocno polakierowaną boazerią, która już nie jeden alkohol i nie jednego papierosa wchłonęła w swą powierzchnie.
Para próbuje tańczyć w rytm jakiegoś pijackiego tango. Na salę zbiegło się kilka innych par, damy na sali malują usta łososiową pomadką aromatyzowaną owocowo landrynkową mieszanką laktonów z odrobiną malinowych ketonów których zapach próbuję przedrzeć się przez zaskorupiały smród unoszący się w całym hotelu tworząc jeszcze gorszy zaduch i poczucie oblepiającej nieświeżości.
Tak naprawdę głównym rdzeniem tego zapachu jest potężna ekspansywna szyprowa baza skąpana w mchu który mocno dosłodzono waniliną tworząc chropowaty brudny wydźwięk będący istotnym elementem tej opowieści od początku do końca. Dodatek sporej ilości iso e super i spłaszczających całość oleisto metalicznych salicylanów, paczuli i octanu wetiwerylu z cywetą dopełniają całości tworząc monolityczny obrąbek, rysując całe mury zapyziałego hotelu łącząc się z pończoszanym piżmem i odrobiną malinowego błyszczyku na ustach wytapirowanej damy tworząc woń upudrowanego niemytego ciała w bazie.
Po tych wszystkich przeżyciach wytapirowana dama nie nazywa się już ani wytapirowana ani dama. Porzuciła swe umiłowanie do lat 80 jak zobaczyła jakie były naprawdę. A to wszystko tylko dzięki flakonikowi Giorgio Beverly Hills. Postanowiła że go wyrzuci i już nigdy nie będzie powtarzała tej niepokojącej opowieści do wnętrza lat 80, lat młodości wszystkich wytapirowanych Grażyn i wąsatych brzuchatych, szczerbatych Januszów.
Bo Giorgio to opowieść kiedy miało się polakierowaną boazerie, święta miały swoją niepokojącą
magie, smażyło się na pokrytych grubą warstwą brudu patelniach a dzieci oglądały Never ending story i Lśnienie a nocą widziały to czego nie ma i patrzyły na ręce.
Podziwiam twórce za sugestywne oddanie tych klimatów.
Chociaż jeszcze mocniej dzieję się w Passion Elizabeth Taylor.



Data powstania: 1981
Twórcy zapachu: M.L Quince, Francis Camail, Harry Cuttle
Nuty głowy: morela, kwiat pomarańczy, brzoskwinia i bergamotka.
Nuty serca: tuberoza, gardenia, orchidea, jaśmin, ylang-ylang i róża.
Nuty bazy: drewno sandałowe, ambra, rumianek, paczula, piżmo, mech dębowy, wanilia i cedr.











Komentarze