Joy by Dior- Bo wszystko co nowe musi być znienawidzone. Z niedzielnej sumy na basem.

Joy by Dior jest chyba najbardziej znienawidzonym zapachem w środowisku ,,miłośników" perfum. Ta sama historia spotkała Gabrielle Chanel w tamtym roku, teraz opinie o nim są dużo przychylniejsze i pokazać się z flaszką Gabrielle nie jest wstyd, ale powiedzieć na grupce że podoba się Joy od Diora już tak, to tak jak powiedzieć w sekcie fanów Porsche że lubi się Fiaty. Za pół roku Joy spotka to samo co Gabrielle, bo w naszym narodzie polskim musi zawsze tkwić coś takiego że każda nowość jest zgnojona. Takimi pomyjami obrzuca się zazwyczaj przyjemne i łatwe w odbiorze zapachy, choć dla mnie Gabrielle jest nie do przejścia ale Joy jest tak prosty, łatwy w odbiorze, że nie rozumiem czemu wszystko co drogie musi być, wytrawne trudne w odbiorze, najlepiej jeszcze zaprawione gorzką wątrobową żółcią co by ,,mięczaków" zwaliło na kolana. Choć przyznam denerwuje mnie to że jest to kolejny już indolowy patetyczny zapach w stylu ciotki na niedzielnej sumie w tafto-satynach i nieświeżym oddechu.





Otwarcie Joy to praktycznie czysta ostra stężona bergamotka z wyczuwalną wręcz cytrusową i nieco miodową oleistością. Owoc ten ma do siebie, że w wysokiej koncentracji pokazuje swoją trudniejszą stronę, co dodatkowo tutaj podparto linalolem uzyskując mocno projektujące otwarcie. Świeże i świetliste dla osób z zewnątrz ale ostro gryzące gdy jest wąchane bezpośrednio z ręki. Bergamotkę wsparto klasycznie zielonymi molekułami i szczyptą mandarynek z nutami czarnej porzeczki wygładzając nieco jej surowość. Jest radośnie, świetliście i jest to zdecydowanie najlepsza faza tego zapachu. Bergamotka z upływem czasu zyskuje kwiatowo-drzewne zejście charakterystyczne tak bardzo dla siebie i łączy się ze znacznie łagodniejszym indolicznie kwiatowym sercem kompozycji.
Serce zapachu skąpane jest w tak modnym obecnie jaśminie o przesadzonej dawce indolu, co niby wg. marketingowców ma być kobiece i seksowne. W Joy niewątpliwie zastosowano naturalny absolut z jaśminu sambac, co intuicyjnie rozpoznaje po charakterystycznym świetlistym sznycie, który wsparty jest dodatkowo sporą dawką hedione i prawdopodobnie paradisone jak w przypadku Sauvage. Pod obrąbkiem jaśminu narysowano mocne piki z różanych alkoholów- citronellolu i geraniolu co sugerować ma róże i nadawać mokry kwiatowo-cytrusowy lekko pudrowo-kosmetyczny ogon. Całość jest mokra, świeżo i patetycznie kwiatowa, plastikowo-oddechowa przez indol. Z jednej strony mamy czystość i pewną świeżość a z drugiej gdzieś tam pobrzmiewa indolowa ciotka na niedzielnej sumie, w satynach i nie do końca świeżym oddechem. Nie jest to jednak taka karykatura jak w Gucci Bamboo który jest zapachem nieco podobnie zbudowanym na zasadzie bergamotka-indolowy kwiat-wanilina.



I serce Joy jest ostatnią fazą która jest w jakikolwiek sposób przyjemna. Im dalej tym zapach tworzy coraz bardziej banalny i mdławy monolit. Ciotka w satynowych taftach, naśpiewała się już sporo w kościele i wybiera się na basen....... umyć głowę szamponem o typowym mdławym smrodku puszkowanych brzoskwiń. Jest to niewątpliwie nawiązane do plakatowych zdjęć wyretuszowanej Jennifer prężącej się nad basenem. Obok puszkowanych brzoskwiń, mamy wyraźnie wyczuwalną sporą dawkę aldehydu hexylocynamonowego i salicylanów w ilości tak dużej że kompozycja razem z gasnącym geraniolem i ozonowymi molekułami przypomina trochę parujący basem i ludzi myjących w nim głowy brzoskwiniowym szamponem. Późna baza jest też intensywnie wanilinowa, cukrowa i bardzo słodka. Troche jak  paląca się wanilinowa świeczka z parującym salicylanowym knotem w bajorku równie nudnej i pospolicie nudnej bazy, ze śladem nuty galeriowej, brzoskwiniowego szamponu i wody z basenu. Na plus wychwytuje ukryty znajomy piękny rdzeń zapachu -bergamotka-kwiatowe absoluty-hydroxycitronellal-wanilina-kumaryna co można byłoby pokazać na wierzchu i dodać np. sporo ylang-ylang, tuberoze otrzymując narkotyczne prawdziwie piękne pachnidło. A tak nawalono modnych obecnie salicylanów i brzoskwini z ozonowymi molekułami czyniąc indol w sercu, oddechowym i patetycznym a nie ciężko winogronowo zawiesiście kwiatowym jak w prawdziwie naturalnych białych kwiatach. Zapach jest tak pozbawiony charakteru i jakieś charakterystycznej głębi że ciężko byłoby mi go opisać, bo pachnie bardzo poprawnie i typowo.
Cały czas nachalnie promowane tematy: ciało, oddech, solarium, kosmetyki, brzoskwinia z puszki, płyn do płukania ust.



Data powstania: 2018

Twórca: Francois Demachy

Nuty zapachowe.

Głowa: bergamotka, mandarynka
Serce: jaśmin i róża z grasse
Baza: paczula, sandałowiec, 














Komentarze