Klakier jest, brakuje gargamela :D


Witajcie drodzy czytelnicy mojego skromnego bloga. Każdy kto liznął w swoim życiu prloskiego życia wie że na salonach i toaletkach każdej sztywnej wy(k)lakierowanej matrony królowała niejaka ,,Lady Walewska" w dziwacznym ultramarynowym flakoniku, który przez swój fenomenalny kształt bardzo zapadał w pamięć, a ulotna woń tajemniczego płynu wewnątrz była przedmiotem lansu tak jak dzisiaj Ray Bany czy I Phone 7 :D.
Pani Walewska bo o niej dzisiaj mowa, to typowy przedstawiciel woni z pogranicza szypru i zielono-kwiatowej kompozycji w stylu retro, można ją spokojnie postawić pomiędzy Anais Anais Cacharel, ArdenBeauty EA i kremem do smarowania pupci niemowlakom. To typowy przedstawiciel tego retro kwiatowego mydlanego nurtu, który swoim początkiem zwala z nóg a następnie szybko przycicha w aromat typowego mydła luksja za 2 zł i kremu oliwkowego ziaja do smarowania pupci i pomarszczonej twarzy mohera który wybiera się na niedzielną sume do kościoła.
Pani Walewska otwiera się mocno skondensowanym ostrym zielonym i bogatym galbanum, które jak wiecie ociera się o zapach surowej papryki, groszku, bimbru i acetonowego zmywacza do paznokci, w skrócie zwala z nóg swoją piękną a jakże zieloną ostrością w stylu retro. Towarzyszy mu jaskrawa bergamotowa cytrusowośc, kilogramy octanu linalilu i lawenda charakterystyczne dla retro zapachów a także kwiatowe podbicie sugerujące ylang-ylang i słodki hiacynt. Ta faza niesie niedosłowne skojarzenia,  z wyidealizowanym bo pozbawionym aromatu papierosów i spalonych włosów aromatem komunistycznego salonu fryzjerskiego i starych lakierów do włosia, którymi psikały się każde moherowe matrony w niedziele rano przed wyjściem na sumę do kościoła. Ta faza jest bardzo bogata, piękna mogłaby trwać dłużej bo dodaje niesamowitego powera, energetyzuje ale niestety zaczyna przycichać na skórze, łączy się z wyraźnym aromatem ylang-ylang, różanych alkoholi i hiacyntowej słodyczy oraz kadzidlano szorstkich jak sizalowy drut aldehydów alifatycznych. Aldehydy dają w tej kompozycji efekt mroźnego powietrza, pewnej tłustości i nieprzejrzystości, zapach przez to nabiera ciężaru a bukiet zmrożonych kwiatów: fiołków, róż, ylang-ylang, konwalii i hiacyntów korespondujących z piżmem daje efekt kremu do smarowania pupy.



Jednak nie myślcie że ten zapach to bezpłciowe mydełko, pomimo mydlaności kompozycja wibruje na skórze i pokazuje coraz głębsze szyprowe leśne tony subtelnego ziemistego kwaskowatego mchu i octanu wetiverylu które nadają mu retro sznyt lekko piwniczny, ziemny i leśny. Przy tej ciemnozielonej leśności wciąż trwa unosząca się nad tym wszystkim kosmetyczność zimnych kwiatów, w których pięknie wybrzmiewa lekko animalny fiołek parmeński, aldehydów i starodawnego całkiem przyjemnego nitro piżma, mydlanego i trącącego parą od żelazka.
Obok tego rdzenia daje się wyczuć jeszcze śladowe aspekty akordu owocowo-przyprawowego, nadającemu kompozycji życia i pewnej tajemnicy oraz wieloznaczności, owocem tym jest czarna porzeczka w chłodnym wydaniu i lekka przyprawowośc jakby ślad kminu i pieprzu, co ociera się zwłaszcza w połączeniu z samsarowym sandałowcem ( polysantol prawdopodobnie) o przyprawe maggi. Jednak akord ten jest bardzo dyskretny i nie psuje kompozycji. Zapach tak trwa, czasami wydzierają z pod niego kadzidlano winylowe aspekty sugerujące obecność mirry w bazie kompozycji i ten moment bardzo mi odpowiada. Jednak im dalej w głąb mydlaność ciągle się pogłębia i wchłania te wszystkie wibrujące kadzidła, przyprawy i owoce przez co zapach staje się zwykłym mydełkiem i bardzo przycicha na skórze, sprawiając wrażenie nakremowanej uprzednio oliwkowym kremem z ziaji z dodatkiem cierpkawego mchu. I w tym etapie zapach traci punkty bo zaczyna ocierać się o drogeryjną bezpłciową tandetę, pachnie jak Rosmann bądź inna drogeria i wędruje też niebezpiecznie blisko autobusowej rureczki. Na szczęście przy tym bardzo cichnie stając się praktycznie niewyczuwalny by zniknąć ze skóry lada moment, bo jak wspominałem na początku jest to woń tania nietrwała i ulotna.


Rok powstania:1971
Nuty: konwalia, róża, jaśmin i aldehydy alifatyczne.
Autor: nieznany










Komentarze

  1. Kocham, niemożebnie kocham i wielbię Twoje recenzje. Jestem Twoją (prawie) psychofanką. Ciekawa jestem niezmiernie, czy posiadasz konto na fragrantica.pl?

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz