Ylangowe wysypisko Gucciego.

W moim miasteczku znajduję się pewien rejon w szczególny sposób pachnący- bowiem upojne wonie wysypiska przenikają się z otaczającą go oczyszczalnią ścieków.
Północno wschodni wiatr zawszę raczy mieszkańców Krosna krezolową toksyczną strupieszałą bryzą z tutejszych zbiorowisk odpadów, że czasem nie wiadomo czy to krośnianie mają taką halitozę czy to znowu wiatr się odwrócił na ,,niekorzystny" zapachowo.
Nutę tę upodobali sobie twórcy zapachów damskich mających być seksownymi, sygnowanymi ,,zmysłowymi" modelkami których oddechy skraplają się na szkłach fotograficznych sprzętów.
Bo twórcy Gucci Bamboo uznali że kwiaty i chemiczne słodycze rosnące na gnijących odpadach karnalnych są bardziej pociągające i niepokojące.
Trupia bryza wyprzedzona jest uroczą i słodko-ostrą bergamotką i słodką soczystą gruszką z równie sweetaśnym jabłuszkiem. Otwarcie jest względnie spokojne i nie zapowiada tragedii jaka czai poniżej rzekomo bambusowej łodygi Gucciego.


Słodkie owocki gnane toksycznie słodkawym podejrzanym powiewem prowadzą wprost do strupieszało kwiatowego serca. Gasnące owoce i duża zawartość świeżego jak białe satynowe korale linaloolu i konwaliowych aldehydów ( hydroxycitronellal i lyral) skrywa 2 brudne przerażające i ziejące upiorną śmiercią serce.
Dominujący w nim ylang pokazuje obrzydliwie fekalną trupią stronę z odrażającym krezolowym powiewem wspartym indoletalem i indolem- bukiecikiem wprost z życia cielesnego po opuszczeniu go przez rzekomą duszę. A może to plastikowe worki ze starą wieprzowiną zaparzyły się na słoneczku? Nie wiadomo ale wiem tylko to że rezultat jest przegięty, obrzydliwy i kończy się nad muszlą klozetową. Efekt strupieszenia pogłębiają dodatkowo mleczno-brzoskwiniowe nuty, ozonowy helional, jonony dające jeszcze silniejsze skojarzenia z nieświeżym oddechem i gnijącą materią oraz nowoczesne aldehydy konwaliowe o brudno koperkowo-laktonowym tonie takie jak hivernal i lilyflore oraz dziwna kompletnie deklasująca i kończąca trupią opowieść jabłkowo-maślana mdławość. Nad tą ziejącą nędzą, jasny i połyskliwy wierzch kwiatowego spektrum puszy się jak wyniosła dama z tapirem na 2 metry ufarbowanym płukanką na ,,zmysłowy" fiolecik, nawet białe korale którymi kocha się obwieszać nie pomogą, rozchylone usta również, tylko inni niepotrzebnie dowiedzą się że masz halitoze i problemy z jelitami i zatokami albo umarłaś.
Baza zawierająca ogrom waniliny z eugenolową pikanterią w kontraście z brudną kwiatowością lilyflore i ylang-ylang może dawać fajny dymny waniliowy efekt, ale co z tego jak końcowy efekt i całość stłamszona spoconymi, jabłkowo-maślanymi nutami przedstawiona jest w krzywym zwierciadle jakby twórca faktycznie miał zapędy nekrofilskie. Nawet ambrox, sandałowe molekuły i tona równie mdławego jak reszta piżma nie pomaga okiełznać tej lepkiej, organicznej mazi. Feeeee.
Morał z tego taki, że nie warto sadzić kwiatów na składowisku śmieci, polecam do tego przydomowy ogródek i czystą trawkę bądź ziemie, oczywiście z dala od małomiasteczkowych zsypów w których Gucci kocha się babrać.
Tak więc JUST BREATHE! Oddychajcie pięknie, prosto do kamery.















Flakon kompletnie, nie pasuje do zapachu. Mam nadzieję że to pomyłka twórcy. Widzę go w postaci kontenera na śmieci w kolorze biało-perłowym z ufarbowaną na cudowny fiolet trwałą ondulacją.



głowa: bergamotka

serce: ylang-ylang, lilia orientalna casablanca, kwiat pomarańczy

baza: ambra, wanilia, sandałowiec











Komentarze